„Miasto Mgieł" to mroczna historia pełna kryminalnych zagadek czy broszura reklamująca rodzime miasto autora - Sandomierz?
„Miasto Mgieł" to mroczna historia pełna kryminalnych zagadek czy broszura reklamująca rodzime miasto autora - Sandomierz?
W Sandomierzu nigdy nie byłem. Miasto zupełnie mi obce, a pierwsza myśl jaka przychodzi mi do głowy to pewien fenomen jakim jest telewizyjny serial „Ojciec Mateusz”- jego wyjątkowość polega na tym, że nie było mi dane obejrzeć ani jednego odcinka a mimo to wiem – kto? z kim? i dlaczego? .
Jesienny ponury klimat, mgła pochłaniająca miasto, szczegółowe opisy miejsc sprawiają wrażenie, że udajemy się na kryminalny spacer po klimatycznym mieście, w którym dochodzi do niecodziennych morderstw.
Zbrodnia, która odwzorowana na pochówek antywampiryczny wywołuje sporo zamieszania pośród lokalnych mieszkańców. Dla jednych jest tematem do żartów a dla innym niesie strach. Legenda odżywa, a ofiar przybywa. Pojawia się wiele spekulacji, a śladów sprawcy brak. Śledztwo toczy się powoli, sytuację ratują bohaterowie znane z poprzednich książek autora. Bardzo fajne zagranie i ukłon w stronę czytelników, którzy z namiętnością śledzą wydawnicze dokonania autora. Celowo podkreślam o wspomnianym fakcie gdyż pojawiające się nowe postacie w „Mieście mgieł” nie do końca utkwiły w mojej pamięci.
Wielki plus dla głównej postaci- podkomisarz Bruno Kowalski, to bohater o ciekawej przeszłość. Stanowi to pewną świeżość w kryminalnych książkach i obala stereotyp uzależnionych do alkoholu czy innych używek śledczych. Pozostali bohaterowie nie wzbudziły jakiś większych emocji. Pojawia się kilka zagrywek, do których przyzwyczaił nas Michał Śmielak jednak jest ich w zupełności mniej niż w poprzednich książkach- mowa tu o czarnym humorze, celnych ripostach pojawiających się w dialogach oraz anegdotach dotyczących bieżących wydarzeń w kraju.
Zakończenie historii trochę mnie rozczarowało. Wszystko zostaje dogłębnie przeanalizowane i wyjaśnione jednak pozostaje jakiś niedosyt. Nie poczułem satysfakcji, zadowolenia, nie wzbudziło we mnie zachwytu.
Książkę oceniam jako średniaka. Zdecydowanie znajdzie ona swoich zwolenników, ale również znajdą się tacy, którzy poczują rozczarowanie.
Na plus uznaję fakt, że w końcu dałem się przekonać na ostatnio popularne i często pojawiające się w literaturze danie jakim jest „Ramen”. Co zostało udokumentowane na naszym blogu

Komentarze
Prześlij komentarz